Letnio, ale nie wakacyjnie


Niby wakacje są, za kilka dni to będą nawet oficjalnie od miesiąca, choć nieoficjalnie to już ponad miesiąc… ale jakoś nie czuję się zbytnio wakacyjnie. Jasne, fajnie jest nie musieć się przejmować godziną, o której wypada pójść spać, lecz już powiedzenie, że nie mam aż tylu obowiązków jakoś nie przechodzi mi przez gardło ani palce tak łatwo.
Bo co ja takiego wakacyjnego, poza graniem w Obliviona, zrobiłam? Ostatni tydzień, nawet trochę więcej, było ganianiem za sprawami, które trzeba załatwić w związku z Japonią: wszelkie przelewy i wyciągi z banku, robienie zdjęć, skanowanie paszportów, wypisywanie form, potem czytanie kolejnego maila z kolejnymi informacjami do przetrawienia i następne decyzje do podjęcia (teraz lub trochę później). W związku z tym zwiększyła się trochę presja, aby znaleźć jakąś pracę – więc znowu, poprawianie, sprawdzanie i drukowanie CV, wizyty oraz telefony po agencjach pośrednictwa pracy, łażenie po mieście i odpowiadanie na wszelkie kartki na witrynach czy odręcznie napisane ulotki, logowanie się na najróżniejszych stronach i przeszukiwanie przynajmniej takiej samej liczby takowych, podpytywanie znajomych, ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Plusem tej strony jest to, że być może (z dużym naciskiem na być może, bo nadal nic nie wiadomo) koleżanka załatwiła mi pracę tłumacza dla Active Gaming Media, firmy z Osaki zajmującej się tłumaczeniem gier komputerowych. Wypisałam aplikację, zrobiłam test, teraz czekam tylko na werdykt – a że mogę to robić niemal z dowolnego miejsca na świecie, to mogłabym tłumaczyć i z domu w Bradford, i z Kanazawy. No ale to nadal nie jest wiadome, więc nie chcę niczego zapeszać.
Do powyższych gigantów dochodzą też obowiązki, które nałożyłam na siebie dobrowolnie, między innymi Proliteracja, którą traktuję bardzo poważnie (ale która też sprawia mi mnóstwo frajdy, więc staram się nie narzekać aż tak bardzo), ale jednak głównie Internety, tj. ocenialnia i Katalog, gdzie zaczynam dostawać świra, bo praktycznie działam sama (jedna osoba się ocknęła parę dni temu, więc chociaż coś, ale nadal).
Więc co ja z tych wakacji mam? Pogodę. To trzeba przyznać, pogoda jest ostatnio tak nieangielska, że chociaż nie lubię upałów i przez większość dnia zdycham, zwłaszcza jeśli muszę gdzieś iść w słońcu, to staram się tym słońcem i tymi upałami cieszyć. Dziś są, prognoza twierdzi, że jeszcze trochę pobędą, ale kto wie, ile to w sumie potrwa? Cieszmy się słońcem w Yorkshire, tak szybko odchodzi…
A tak to nie czuję, jakbym coś z tych wakacji miała. W sumie gdyby nie godziny, o których wstaję i kładę się spać, to równie dobrze mógłby być rok szkolny, mam wrażenie, jakbym robiła mniej więcej tyle samo, choć na pewno różnych rzeczy. Zabierze mnie ktoś ze sobą na jakiś wyjazd? Nie musi być daleko ani egzotycznie, byle w dobrym towarzystwie i byle nie był to dom.
W międzyczasie zaś spróbuję wywołać jakiś bardziej wakacyjny nastrój co radośniejszymi piosenkami.

2 thoughts on “Letnio, ale nie wakacyjnie

  1. Co? W Anglii upały, a w Polsce deszcz i zimno? Ja chcę do Anglii. *chowa się pod kołdrę*

    ReplyDelete
    Replies
    1. To radzę się pospieszyć, bo chociaż prognoza pogody na najbliższe pięć dni jest baaardzo optymistyczna, w tym kraju nigdy nic nie wiadomo i carpe diem trzeba traktować trochę poważniej, jeśli chodzi o pogodę. ;)

      Delete

Obserwatorzy

Szablon: LifeThemes. Obrazek: DeviantArt (autor niezapisany). Powered by Blogger.