Kto by się spodziewał, że tygodniowy wypad do Oksfordu
(ostatni i wciąż w toku, wyprowadzam się z domu, który wynajmowałam przez
ostatni rok) zaowocuje w coś więcej niż tylko zwrot depozytu.
Powrócił do mnie Wen. Co prawda jeszcze nie w formie „palce
do klawiatury i piszemy”, ale myślę, że to już niedługo, na razie czułabym się
winna, że tu sobie piszę, podczas gdy powinnam sprzątać. Ale nieważne w jakiej
formie, ważne, że Wen jest, bo coś długo był na wakacjach i powracał tylko na
naprawdę krótkie chwile, kiedy dawałam radę napisać drabble’a lub po prostu coś
króciutkiego. Na poprawianie „Sukcesji” nadal nie mam specjalnie ochoty (ani
nie czuję się gotowa, chyba jeszcze za dużo pamiętam i nie spojrzę na to aż tak
świeżym okiem), podczas gdy pomysł na część drugą wciąż jest niekompletny, a
mnie ostatnimi czasy aż bolał brak Wena i brak jakiejkolwiek historii do
napisania.
Drogie Jeszcze-Moje Łóżko w Oksfordzie, nie wiem, co
takiego w sobie masz, ale dziękuję Ci ślicznie za inspirujący sen, bez niego
Wen pewnie by nie wrócił! I za to, że teraz postawiłam przed sobą wyzwanie, też
dziękuję. Powinno być fajnie zagłębiać się w tony historycznego riserczu
(początki XX wieku, how exciting!), żeby nie spieprzyć pomysłu. No i ile można
się chować za pseudohistorycznymi realiami fantasy, tyle lat już byłam za
leniwa, żeby wyszperać potrzebne mi informacje i się dostosować, zamiast
przekręcać własną wiedzę, byleby pasowało do mojej wizji, że napisanie w końcu
czegoś prawdziwie historycznego (nawet jeśli nieskomplikowanego
romansiku-slasz-obyczajówki) będzie świetnym przełomem w mojej „karierze”. ^^
Dobra, tak siętylko przyszłam pochwalić, wracam do
sprzątania chałupy (a kto jeszcze nie wie: sprzątanie świetnie się nadaje do
myślenia o tym, co napisać i jak, w końcu sama Agatha Christie powiedziała, że
najwięcej pomysłów na kryminały miała w trakcie zmywania naczyń!), szybkie
zakupy, a wieczorem dam Wenowi trochę ujścia. Ha, ciekawe, jak to wszystko
pójdzie! ^^