Starodorosłość młodzieńcza



Pięć oznak mojej „starodorosłości młodzieńczej” (czyli bycia osobą w młodym wieku, ale czującą się jak własny rodzic):
  1. Coraz łatwiej znajduję olimpijczyków w moim wieku lub młodszych.
  2. Stanie na dziale mięsnym w sklepie nie jest już katorgą, od której najchętniej by się uciekło.
  3. Czytanie poradników o tym, który dostawca prądu jest najtańszy czy jak zagarnąć najlepsze oferty stają się wcale przydatną i zajmującą lekturą.
  4. W portfelu zawsze znajduje się przynajmniej kilka kuponów rabatowych do supermarketów i większych sieci, o kartach stałego klienta czy punktowych nie wspominając.
  5. Niegdyś znienawidzona godzina przed telewizorem ukradziona na oglądanie wiadomości powoli wkracza w codzienną rutynę, a wiadomości gospodarcze tudzież polityczne nie tylko mają sens, ale i ciekawią.

Pięć wskazówek, że chyba jeszcze nie stałam się czterdziestolatkiem w dwudziestoletnim ciele:
  1. Wystarczy pierwszych kilka nut ukochanych piosenek Disneya, abym włączyła się do śpiewania.
  2. Sama myśl o tym, że kiedyś studia się skończą i trzeba będzie sobie znaleźć pracę, napawa mnie przerażeniem.
  3. Moje łóżko zdobią dwa duże pluszowe misie, Dżordż i Lala, z czego Lala jest różowa. I jeszcze przez długi czas tu pobędą.
  4. Widok sówki lub kiciątka komentowany jest przeciągłym, często nawet piskliwym „OOOOOOOOOOOOOCH!” i niezrozumiałym, acz równie słodkopierdzącym bełkotem.
  5. Nadal robię pełno rzeczy, zanim pomyślę, a potem musi minąć trochę czasu, zanim spojrzę na te głupoty ze śmiechem i stwierdzę, że przynajmniej miałam advenczery i „żyłam na krawędzi”. :P


Babeczka z bitą śmietaną i wisienką


Pewnego dnia, w nieokreślonej jeszcze zbyt dokładnie przyszłości, już po studiach i z jakąś zadowalającą ją pracą, Chiyo wyprowadzi się wreszcie od rodziców, tak na dobre, i będzie miała własne gniazdko. Nie będzie ono ani za duże, ani za małe – ot, dokładnie w sam raz. Nie znajdziecie go na wsi, bo Chiyo za bardzo lubi miasta, ale też nie szukajcie w żadnym centrum. Nie wiem, czy istnieje jakieś słowo dla „przedmieść centrum”, ale właśnie tam wtedy chiyowe gniazdko znajdziecie: dość daleko od centrum aby nie mieszkać w zgiełku, ale wystarczająco bliziutko coby móc się tam szybko dostać, na przykład spacerkiem albo wskoczywszy w autobus. I kiedy ten dzień wreszcie nadejdzie (a kiedyś z pewnością nadejdzie, taki jest w końcu plan), wiecie, czym w owym gniazdku Chiyo zajmie się w pierwszej kolejności? Stworzy kuchnię swoich marzeń! *.*
Gdyby umiała rysować, narysowałaby kilka kolorowych szkiców, w końcu kredek jej nie brakuje, by móc Wam jak najdokładniej pokazać, jaka owa kuchnia marzeń jest. Niestety, rysować nie umie – chyba że słowem.
Kuchnia ta jest przede wszystkich przestronna i pełna miejsca, na którym można kroić, wałkować, marynować, ugniatać, po prostu gotować i piec, a także dość przestrzeni, by szeroka spódnica pani domu co najwyżej ocierała się o brzegi szafek czy stołu. Jeszcze nie jest pewne, czy pośrodku stanie tak zwana „wysepka”, na której można by przyrządzać lub przy której można by zabawiać gości. To Chiyo odkryje, kiedy swe gniazdko wreszcie znajdzie i zobaczy, jak przestronna jej kuchnia będzie. Ściany pomaluje farbą w odcieniu pastelowego błękitu, który zrównoważą białe, w idealnym scenariuszu drewniane szafki, może także z takimi drewnianymi „firankami”; jeśli w kuchni zrobi się zbyt jednakowo lub zbyt błękitno, zrównoważy to wzorkami (kropeczki lub kwiatki) albo sprzętami i dodatkami w innych pastelowych kolorach (może brzoskwinia, może baby róż, może wrzosowym – to dopiero wyjdzie w praniu). Zaś jeśli kuchnia okaże się szczęśliwym posiadaczem okienka, zawiesi w nim koronkową firankę.
Czasem, kiedy zawieje mocniejszy wiatr wpadający do środka przez otwarte okno lub drzwi, zawieszone nad blatami szafek chochle, łyżki, szcypce i szpatuły wypełnią pomieszczenie pobrzękiwaniem lub postukiwaniem – Chiyo jeszcze nie wie, czy woli utensylia metalowe czy drewniane. Gdzieś w pobliżu drzwi – a może jednak kuchenki? – powiesi haczyk. Jego honorowym zadaniem będzie strzec ukochanego fartuszka, bez którego żadne kuchenne czynności nie mają prawda bytu i o który wlaścicielka dbać będzie, by te ślady mącznych rączek nie zostały na zawsze. Jednak wszelkie garnki, rondelki, patelnie i inne naczynia pochowa starannie w szafkach, gdyż po prostu nie wyobraża sobie dla nich miejsca na wierzchu.
Jedną z szafek poświęci przynajmniej w większości na herbatę. Poustawia kolorowe pudełka w równiutkie rządeczki, za nimi schowa nieco rzadziej wyciągane puszki z gorącą czekoladą (tą do picia jak i do pieczenia), i co rano i co wieczór będzie się delektować aromatycznym napojem w ulubionym kubku. Jakkolwiek Chiyo uwielbia filiżanki, ich filigranowość jest w końcu przeurocza, herbata w nich zbyt szybko się kończy. Lecz filiżanki także znajdą w jej kuchni miejsce – zostaną zachowane na specjalne okazje, na wizyty uroczych gości oraz ogródkowe przyjęcia z herbatą i babeczkami, które upiecze z pomocą li i wyłącznie przepisu. Na blatach poustawia kolorowe puszki i pojemniki na te najczęściej używane rzeczy, jak chleb, mąkę czy cukier. Z kolei w miejscu, które obierze sobie za najdogodniejsze do przyrządzania jedzenia, to magiczne miejsce będące dość blisko kuchenki, by móc pilnować, aby nic nie wykipiało ani się nie przypaliło, ale także blisko wszelkich potrzebnych utensyliów – w tym miejscu, na ścianie, zawiesi małą półeczkę, na której staną przyprawy, wcześniej wyjęte z ich brzydkich opakowań z plastiku i przeniesione w jakieś… cóż, może niekoniecznie ładniejsze, bo jeszcze nie wie, czy zdoła takie znaleźć, lecz z pewnością bardziej neutralne pojemniczki, ot. Zaś uchwyt piekarnika, wciąż jeszcze ciepłego od niedawnego pieczenia ciasteczek czy lazanii, zostanie domem pulchnej rękawicy. Chiyo zaprzyjaźni się z nią w podobny sposób co z fartuszkiem i będą o siebie nawzajem dbały: rękawica aby Chiyo nie poparzyła sobie dłoni, a Chiyo – by rękawica nie doznała przy tym urazów ani nie została z bliznami ciężkiej pracy.
A przede wszystkim w tej wymarzonej kuchni zawsze będzie jasno i pogodnie! Nawet w paskudną pogodę jak deszcze czy wichury, brr! Nie, w chiyowej kuchni zawsze będzie ciepło od herbaty i piekarnika, a zapach cynamonu spróbuje uczynić stałym elementem wystroju. W dni pozbawione gości ciszę wygna muzyka płynąca ze współgrającego kolorystycznie radia, a jeśli radio nie wpisze się akurat w nastrój – z własnej iPodowej playlisty. Nadzieje są jednak takie, aby kuchnia była tak śliczna i przyjazna, by goście uwielbiali ją na równi z gospodynią i sami szukali wymówek, by wpaść w odwiedziny, choćby i krótkie.
Zaś jeśli wpadną niezapowiedzeni, przywita ich szerokim, Hollywoodzkim niemal uśmiechem i z udawaną urazą zaśpiewa, że gdyby wiedziała o ich wizycie, to upiekłaby ciasto.

Obserwatorzy

Szablon: LifeThemes. Obrazek: DeviantArt (autor niezapisany). Powered by Blogger.