Z uśmiechem na gębie



Wczoraj minął równo tydzień, odkąd zaczęłam swoje postanowienia, z których najważniejsze są dwa: 1) ćwiczyć brzuszek co rano i co wieczór (za wyjątkiem wieczorów, kiedy mam tańce irlandzkie albo burleskę); 2) tak operować robotą, aby wszystkie zadania domowe mieć zrobione przed weekendem. Wiem, wiem, ambitne, no ale trzeba sobie postawić poprzeczkę trochę wyżej, by mieć jakieś wyzwanie. ;)
Póki co stwierdzam, iż wszystkie zadania domowe mam odrobione – co nie zmienia faktu, że do testów, których mam w nadchodzącym tygodniu trzy, nie poczyniłam jakichś wielkich przygotowań, chociaż powinnam zrobić choć trochę. Nad tym punktem trzeba będzie popracować, no ale też nie mam jakichś wielkich planów na weekend, więc jak spędzę godzinkę czy dwie na nauce dziś czy jutro, to przecież nie umrę z przemęczenia. ;P
Zaś co się tyczy ćwiczeń – ćwiczę dalej i nie przestaję. Co więcej, zaobserwowałam, że przed przystąpieniem do owych ćwiczeń nie mam myśli w stylu „Ech, no dobra, odpękać to szybko, bo muszę”. Nie czuję żadnego przymusu, ćwiczę, bo chcę. A to ogromna różnica, bo za każdym poprzednim razem ów przymus był i przez niego przestawałam ćwiczyć kompletnie. No wiadomo, zmian na ciele to nie widać, to w końcu tylko tydzień, ale za to podświadomie odżywiam się jakby trochę lepiej. Niekoniecznie pod względem tego CO jem, ale na przykład tego KIEDY jem (np. nie jadam po 20-tej), ILE jem (mniejsze porcje, ale za to częściej), JAK jem (jeśli nie jestem w pośpiechu, to staram się jeść chociaż trochę wolniej). Bo CO pozostaje takie samo, wiadomo, student nie bardzo jest w pozycji, aby wybrzydzać. I ogólnie czuję się lepiej, jakby zdrowiej, mam więcej energii i mniej momentów, w których kompletnie nie mam na nic siły ani ochoty. Wygląda zatem na to, jakobym była na dobrej drodze, a myśl o tym, że skoro teraz czuję się tak dobrze, to jak się będę czuć (i wyglądać ;D) za kolejne trzy tygodnie dodaje mi motywacji, aby nie przestawać.
I w ogóle czuję się o wiele lepiej teraz, kiedy jestem z powrotem w Oksfordzie. W domu, podczas ferii, byłam cholernie znudzona, nie miałam weny aby zrobić cokolwiek i wszyscy dookoła mnie denerwowali, bo miałam wrażenie, jakoby mieli ciekawsze życie i ciekawsze rzeczy do robienia niż ja, co wydawało się potwornie niesprawiedliwie, bo przecież żyjemy w tym samym, zapchlonym mieście, gdzie nie ma nic do roboty (dla osób nie uprawiających sportu, nie grających w bingo i nie lubiących imprez w klubach – czyt. dla kogoś takiego jak ja). Ale teraz jestem na swoim gruncie, mam przyjaciół i znajomych pod bokiem, mam swoje tańce i zajęcia, swoje kluby i obowiązki, swoje rozrywki i, przede wszystkim, świadomość, że jeśli zachce mi się zrobić coś innego, to mam po temu możliwości. Żyć, nie umierać. ^^
A zielone włosy, które mam od mniej więcej Wielkanocy, zbierają coraz więcej pozytywnych opinii i komplementów. Chyba zacznę spisywać porównania, które słyszę, bo sama myśl o nich poprawia humor. Już usłyszałam porównania do syrenki i innych wodnych stworzonek, od mojego pięcioletniego ucznia usłyszałam, że mam włosy jak czarownica (bless mu ^^), a dziś rano usłyszałam porównanie do pawiego pióra. Tak więc do wszystkich, którzy zastanawiają się nad przefarbowaniem włosów na jakiś szalony kolor: nie zastanawiajcie się, tylko to zróbcie! Raz że kolory są zmywalne, więc jak się przestanie podobać, to wystarczy kilka porządnych myć, a dwa – prawdopodobieństwo pozytywnych reakcji (zwłaszcza jeśli kolor Wam pasuje) jest duże. W końcu znajomi zrozumieją, a od obcych można czasem dostać miły komplement i uśmiech.
Ech, życie na nowo mi się podoba, udało mi się odnaleźć moje szczęście, którym się teraz cieszę, ile mogę. A na dodatek dziś rano The Offpring wydał nowy singiel, który załączyłam w linku, więc chociaż na zewnątrz leje (leje tak już od paru tygodni, rzeka się wylewa z koryta, a lokalne władze nadal nam wmawiają, że niby jest susza, pf!), to mam uśmiech na gębie i idę dalej przed siebie.
I oby mi tak zostało. ^^

6 thoughts on “Z uśmiechem na gębie

  1. Cieszę się, że udaje Ci się wytrwać! Ja ostatnio, tzn, dzisiaj rano (:D) postanowiłam też wziąć się za siebie. Może dobił mnie fakt, że pojawiły się rozstępy na udach, czego nigdy nie miałam q.q. Gdy wyszłam już z depresji (haha) postanowiłam: 1. mniej jeść i przyzwyczaić żołądek, żeby nie burczało mi na uczelni,
    2. powiedzieć babci, że sama będę sobie gotować (o zgrozo)
    3. zacząć ćwiczyć chociażby brzuszki, jak Ty.

    Zielone włosy? Bardzo ciekawie musi to wyglądać :3. Mi się marzą tęczowe końcówki, a że mam kręcone, to powinno fajnie wyglądać.

    Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  2. O! Powodzenia w przekonywaniu babci. To pewnie okaże się najtrudniejszym zadaniem z tych trzech, bo babcie mają własny pogląd na świat, ale trzymam kciuki. :) A rozstępami się nie przejmuj - trudno dziś o kobietę, która ich nie ma (według statystyk, które gdzieś kiedyś znalazłam, 90% kobiet w ciąży i 70% nastolatek je ma). Sama je mam (na biodrach przede wszystkim) odkąd skończyłam lat bodajże ze 12 i nie mam z tego powodu żadnych kompleksów. A szczególnie odkąd zobaczyłam rozstępy na plecach mojego chłopaka (bardzo znaczący wzrost w bardzo krótkim czasie), które wyglądają, jakby ktoś przejechał mu pazurami po plecach i zostały po tym takie głębokie blizny. :?

    Ano zielone - taka morska zieleń, jak pewnie można wywnioskować z podanych w poście epitetów. ;) Ale kręconych włosów to Ci zazdroszczę jak nie powiem co! Duszę bym sprzedała, byleby moje włosy wykazały choć odrobinkę chęci do kręcenia się czy chociażby falowania. Ale chęci nie wykazują żadnych, a ilekroć próbuję coś z tym zrobić, to jeśli nie zużyję masakrycznych ilości lakieru do włosów, to na mogę zapomnieć o jakichkolwiek efektach na dłużej niż góra 30 minut.

    ReplyDelete
  3. Tak, punkt drugi będzie najgorszy do przejścia, ale mam za sobą wstawiennictwo mojej mamy ^^'. Mój chłopak też ma rozstępy na bokach szczególnie (rok mieszkał sam z moją babcią, to samo za siebie mówi...) i może nie tyle fakt tych rozstępów mnie dobija a to, że uda mi urosły... Ale cóż, muszę coś teraz z tym zrobić, bo jak usiądę i zacznę płakać, to w żadne spodnie się nie wcisnę ; d.

    A czemu akurat zielony? ^^. Ja miałam długo marchewkowe włosy. Od matur do... grudnia. No, może jednak nie tak długo :D. Ogólnie jestem blondynką i chyba wolę swój kolor włosów. Ale jak wspomniałam, tęczowe włosy *.*...
    Ja tak mam, gdy chcę włosy wyprostować, by wyglądać jak człowiek. Góra 30 minut i znowu się falują ;d. Dlatego najwygdniej mi: wstać, umyć głowę, same wyschną, wytrzeć ręcznikiem i wyjść z domu :D

    ReplyDelete
  4. E tam! Teraz w Polsce ładna pogoda jest, która sprzyja spacerom, rowerom i innym takim, więc szybko wrócisz do "dawnego" kształtu. Na zimę każdemu trochę przybywa, a potem na wiosnę i lato to naturalnie zrzuca. A w razie gdyby spodnie protestowały, to są jeszcze spódnice. ;)

    Lubię zielony, a nie jestem tego w stanie zbytnio wyrazić poprzez ubrania, bo w żadnym sklepie nie ma ciuchów w akurat takim odcieniu zielonego, który mi pasuje i/lub który mi się podoba. A poza tym od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem przefarbowania włosów na coś nowego (od kilku lat byłam ciemnoruda, a naturalny mam taki nieciekawy brąz). Czerwony już, praktycznie, miałam, niebieski i fioletowy królują wśród moich znajomych i nie tylko, więc wydają mi się dość już oklepane, różowy, jakkolwiek ładny, nie pasowałby chyba do mojego charakteru, a reszta albo nie byłaby mi twarzowa, albo wymagałaby za dużo utleniania. :P I tak wybór padł na zielony, wahałam się tylko pomiędzy taką ciemną leśną zielenią a tą morską, którą ostatecznie mam na głowie.
    Brr, prostownica! Narzędzie diabła (chyba że jest używana do tworzenia fal). :P Tak to już chyba jest: niby wróbel w garści lepszy niż nic, ale jednak chciałoby się tego gołębia na dachu. :)

    ReplyDelete
  5. Ej, ej, ej, blogspot jest fajny, ale chyba mi szkoda zostawić tak dużego archiwum onecie, chociaż drażni mnie jak chollera -.-" Bless za taki pozytywny post, za zielone włosy, za motywację, za zainteresowania i możliwości, ochjej, może i ja sie dzięki Mamie zmotywuję? Do napisania? Do skomentowania wreszcie wszystkiego porządnie? A niech tam! Dziś wieczór! Koniecznie i obowiązkowo, po codziennym rowerze z Tijo! A to Mamy zasługa, koniec kropka! :*

    ReplyDelete
  6. Właśnie to ogromne archiwum na Onecie powstrzymuje mnie przed poprzenoszeniem innych blogów na ten serwis (w szczególności Ławy i Sukcesji, bo te są w miarę aktywne). To i fakt że jednak lubię tworzyć Onetowe szablony, czego nie umiem (jeszcze?) robić tutaj. No i mam tę cichą, ale jakże głupią i naiwną nadzieję, że może Onet się wyleczy? Heh, wątpię, ale nadzieja matką głupich.
    Hahaha, bless Siamanu, dobrze wiedzieć, żem Cię do czegoś zmotywowała. A Twoja motywacja udziela się także i mnie, więc lada moment będę się zabierać do roboty (egzaminy się same nie napiszą, a wiedza do nich sama nie wbije do głowy). :)
    :***

    ReplyDelete

Obserwatorzy

Szablon: LifeThemes. Obrazek: DeviantArt (autor niezapisany). Powered by Blogger.