Przeprowadzka




Już od dawna chciałam wypróbować Blogspota, a teraz, kiedy Onet szaleje bardziej niż kiedykolwiek za mojej pamięci, nadarzyła się idealna okazja. Jak widać, nie tki Blogspot straszny, jak go malują, jak się człowiek nie spieszy, to nawet można sobie to ładnie ogarnąć i nie ma problemów, aby się zadomowić. Ech, kto wie, może jak kiedyś ruszę zad, to poprzenoszę także inne blogi? Ale nie, chyba jednak jestem na to za leniwa, no i mimo wszystko lubię onetowe szablony, ale za to jeśli jeszcze kiedyś mnie weźmie na nowego bloga (a szanse na to wcale nie są takie małe), to pewnie nie będzie to już Onet.
A tak w ogóle to mam nadzieję, że Wielkanoc Wam się udała? Moja była taka w stylu „ani ziębi, ani grzeje”. Niedziela wielkanocna była okej, dużo dobrego jedzenia (pod tym względem zawsze wolałam Wielkanoc od Bożego Narodzenia, bo na stole jest więcej z moich ulubionych rzeczy, czyt. mięsa ;D) i ogólnie miło spędzony dzień. Co prawda szkoda, że nie udało mi się wyciągnąć Faceta Mego do wesołego miasteczka, które huczy mi tuż za oknem, no ale cóż – nie mogło być za blisko ideału. A dzisiaj, tj. Śmigus Dyngus, taki jakiś… nie wiem, bez weny, chciałoby się rzec. Owszem, tradycyjnie oblałam, kogo trzeba, ale na tym (i na zakładaniu Blogspota) atrakcje się, niestety, kończą.
Ech, jeszcze do niedawna lubiłam to moje Bradford, ale teraz zdaję sobie sprawę, jak niewiele tu się dzieje, praktycznie nic nie ma do roboty. No, chyba że się lubi codzienne libacje w parku albo ma naprawdę gromadę mega przyjaciół na wyciągnięcie ręki/telefonu. Tymczasem przyjaciół będących w Bradford mogę policzyć na palcach jednej ręki (nawet wszystkich palców mi nie potrzeba), niby paru znajomych też jest, ale to tacy znajomi z czasów szkolnych, to jest fajnie się znów spotkać, pogadać, pobawić się, ale wielkich przyjaźni to między nami nie było. W takich chwilach cholernie mnie ciągnie, żeby się wyrwać, bo w końcu ile można siedzieć w domu, tym bardziej że pogoda przez większość czasu to jednak nie jest taka znowuż cudna, więc nawet nie ma specjalnej ochoty, aby wyjść i cokolwiek robić, mimo że perspektywy w domu są równie mało atrakcyjne. Chyba to życie w Oksfordzie, jakkolwiek na nie narzekam z powodu nauki, to jednak mnie rozpieściło, bo nagle otworzyły się jakieś możliwości, jest coś do robienia, są jakieś atrakcje, miejsca w które można się udać i tak dalej. Ech, jak tylko skończę te studia, to dołożę wszelkich starań, aby się wynieść z Bradford do Leeds, bo chociaż odległość jest doprawdy niewielka, z jakieś 11km od centrum do centrum, to jednak różnica w tym co jest do robienia – kolosalna! Wiadomo, razem z poprawą jakości miasta rosną także ceny mieszkań, ale to się jakoś załatwi. Jakoś. W końcu na razie nie muszę o tym myśleć, co nie? ;)
No nic. Idę się „cieszyć” ostatnim tygodniem z hakiem moich ferii. Oby było czym.

Leave a Reply

Obserwatorzy

Szablon: LifeThemes. Obrazek: DeviantArt (autor niezapisany). Powered by Blogger.