Brak mi romansu w życiu. Miłości nie, to by była
przesada, chyba zawsze ma się jakąś miłość, jeśli nie do partnera, to rodzinną,
do kota czy dla jakiegoś hobby. Ale właśnie brak mi romansu, dreszczyka emocji,
że coś się dzieje.
Nie mogę oglądać filmów o miłości – czy to komedii
romantycznych, czy to romansów pełną gębą – bo poza wzdychami, że o, jak luvle,
to przyłazi to poczucie, że ja też to chcę, a nie mam i raczej teraz nie
dostanę (nawet gdyby Japończycy byli w moim typie, to to zbyt zamknięty i
nieśmiały naród na romansowanie). Sprawa filmów jest o tyle trudniejsza, że ja strasznie
lubię i komedie romantyczne (zwłaszcza brytyjskie, nadal nie pojmuję, jak taki
stereotypowo sztywny naród może mieć najlepsze komedie romantyczne, jakie są),
i romanse pełną gębą (jestem całkiem świeżo po „Dumie i uprzedzeniu” z Colinem
Firthem i czaję się na „Ram-leelę”, do której odnośnik wyżej – nie wiem, kiedy
ostatni raz widziałam coś równie zmysłowego jak początek tego klipu <3), i
nie umiem sobie tak po prostu ich odmówić, zwłaszcza kiedy najdzie mnie na coś
takiego ochota. Takie trochę błędne koło z tego wyszło, czyż nie?
Z jednej strony kusi potwornie, żeby od razu po powrocie
do Anglii spróbować coś z tym zrobić, skoro romans w życiu sam nie chce się
pojawić, to mu jakoś dopomóżmy… ale z drugiej zdaję sobie sprawę, że to się
raczej nie wydarzy. Raz że wpierw będę się cieszyć byciem w domu i odpoczywać,
a potem wpadnę w wir Oksfordu i ostatniego roku studiów, a dwa… Jak by to ująć:
i Bradford, i Oksford są dość hermetycznymi miejscami. Niby duże miasta, ale i
mentalność bardziej małomiasteczkowa (ploty, dramy itd), i trudno gdzieś pójść,
by na kogoś znajomego nie wpaść czy też trudno niektórych uniknąć. Mam
wrażenie, że musiałabym się z tych hermetycznych środowisk wyrwać,
niekoniecznie daleko, ale jednak w miejsce, które już nie jest żadnym z tych
miast, by mieć jakieś szanse na romantyczne przygody. Z chęcią wyrwałabym się w
tym celu na dłużej do Szkocji, bo, co tu dużo mówić, nawet jeśli nie każdy
Szkot jest powalająco przystojny (chociaż akurat mnie ogólnie uroda brytyjskich
facetów się podoba), to tego akcentu mogę słuchać godzinami i nawet średni
facet staje się całkiem-całkiem, jeśli mówi ze szkockim akcentem. No ale
weekend podczas moich krótkich letnich wakacji to może być trochę mało…
Cóż, chyba na razie o romansie będę sobie mogła co
najwyżej pomarzyć. I oby słaba silna wolna, przez którą i tak będę oglądać
doprowadzające mnie do smutnej frustracji filmy o miłości, nie doprowadziła do przedwczesnego
załamania.