Ludzie, jeśli
kiedykolwiek będziecie mieli wybór: być mega zorganizowanym i sprawiającym
wrażenie takiego, który wszystko ogarnie sam albo być chaotycznym i ogarniać
się wybiórczo, bez wahania wybierzcie to drugie. Uwierzcie, mi wiem, co mówię.
Jak chaotycznemu człowiekowi przydarzy się mieć za dużo na głowie, to da sobie
radę, ale jak ktoś mega zorganizowany będzie w takiej samej sytuacji, to jest
tylko o krok od załamania nerwowego. A nie daj Bóg żeby się jeszcze cokolwiek
innego sypało w tym samym czasie – to już w ogóle można zapomnieć o zdrowiu
psychicznym oraz o zrobionej robocie.
Krótko mówiąc: nie
wyrabiam. Mam już serdecznie dość tego semestru, chcę wrócić do domu i schować
się w swoim pokoju (nie tym
prowizorycznym malutkim czymś, co służy mi za pokój w Oksfordzie) z Dżodżem,
mandarynkowo-lotusową herbatą i „Oblivionem” na konsoli. Żadnych tłumaczeń,
żadnych zadań domowych, żadnego, absolutnie żadnego stresu, że coś trzeba
zrobić. I Dżodż, którego można przytulić. I bycie na miejscu, żeby wszystkie
informacje otrzymywać od razu.
A teraz muszę podjąć
iście męską decyzję: ruszyć dupę i kupić sobie curry czy pozostać czy fasolce
po bretońsku z boczkiem i kiełbasą Pudliszek? Które pocieszy mnie skuteczniej?
Pocieszą czipsy i czekolada, i pizza, i chińczyk, i duużo, duuużo smacznego jedzonka!!!
ReplyDeleteMamo, Ty chyba naprawdę nie masz ochoty więcej studiować, czyż nie? Tak mi się jakoś widzi, że chyba jednak nie... Chociaż Twojego ogarnięcia i planowania to naprawdę zazdroszczę, ja ogarniam tylko przygotowując korepetycje ;)
Akurat wczoraj do tego wszystkiego dorzuciła mi się jeszcze choroba i ogólny życiowy stres (moja Babcia jest w szpitalu i miała mieć wczoraj operację, ale jej nie miała, bo nabawiła się zapalenia płuc, więc lekarze operację przesunęli, ale i tak, argh!), ale tak, mam już dość studiowania. Niby jakiś czas temu udało mi się znaleźć parę przyjemniejszych rzeczy, które z tym całym japońskim się jakoś łączą (programy radiowe i jedna zajebista piosenka), ale te przyjemne rzeczy to jedno, a to co trzeba zrobić na studia - kompletnie inna bajka. I tej drugiej mam serdecznie dość, to nic tylko stres, że ciągle trzeba coś robić, a ta robota nie ma końca, jakieś takie syzyfowe prace wręcz, które w dodatku zabierają mi prawie cały wolny czas i łażę permanentnie zmęczona.
ReplyDeleteOgólnie bycie ogarniętym i zorganizowanym jest fajne. Przynajmniej dopóki tylko ja się czymś zajmuję. Bo, niestety, kiedy trzeba w tym wszystkim uwzględnić jeszcze innych ludzi albo rzeczy/terminy przez innych narzucone, to można dostać szału, że czemu reszta ludzi, z którymi współpracuję w ten czy inny sposób (z własnej woli lub z przymusu) nie jest równie zorganizowana. Straszne. Nikomu takiego stresującego przejmowania się nie życzę.
A udzielasz teraz korepetycji?