Hm, tak się
pochwaliłam tym powrotem Wena, a tu ledwo on wrócił, mnie się zwaliło na głowę
pół świata. Od tamtego czasu (łał, to serio zaraz będą dwa miesiące?!) nie
ruszyłam zbyt wiele naprzód, choć nie mogę też powiedzieć, jakobym stała cały
czas w miejscu. Cóż jednak mi było począć, pakowanie, wiza, wyjazdy i inne
takie zabrały mi większość czasu, a przez resztę marzyłam tylko, żeby wypocząć
i się choć trochę odstresować.
Ale chyba
znalazłam sposób, by temu zapobiec. Co roku w listopadzie organizowana jest
akcja pt. National Novel Writing Month, w skrócie NaNoWriMo. Zasady są
prościutkie: napisać powieść (50tyś słów objętości) w przeciągu jednego
miesiąca – a portal obiecuje wspierać człowieka codziennymi mailami ze
wskazówkami, motywacyjnymi przemowami i czym tam jeszcze. Już się zapisałam i
staram się troszkę ogarnąć październik na tyle, by pierwszego listopada móc
zacząć (kontynuować) pisać.
Mam tylko
nadzieję, że uda mi się tak zorganizować czas, by udało mi się to romansidło
skończyć. Jakoś nie napawam optymizmem co do tego, że atrakcji życia na
obczyźnie oraz studenckie obowiązki zelżeją, skoro już mnie ostrzeżono, iż
jestem na najintensywniejszym programie ze wszystkich oferowanych. Nie ma
jednak rzeczy niemożliwych, a naprawdę nie chciałabym, by to romansidło
skończyło jak „Sukcesja”, tj. pisane przez trzy lata, w którym to czasie
zdążyłabym się dziełem zmęczyć i je znienawidzić, by ostatecznie tylko żyć
myślą, by je skończyć, jakości nie poświęcając zbyt wiele myśli. No ale „Sukcesja”
nie należała do radosnych tworów, takimi łatwiej się zmęczyć, zwłaszcza mnie,
która poza „Sukcesją” nie napisała niczego aż tak poważnego i tak, cóż,
dołującego w pewnym momencie. Jasne, mam na koncie romansidła bez happy endu
(konkretniej siedem), ale pisane były, łoho!, wieki temu, gdy miałam lat naście
i zapał prawdziwie zdeterminowanej aktoreczki – wtedy potrafiłam przysiąść po
obiedzie i siedzieć do późna w nocy, ale przed pójściem spać dzieło było skończone
(autoreczkowych rozmiarów, ma się rozumieć).
Tak czy inaczej,
trzymajmy kciuki, że zorganizowanie zwycięży i tym razem, to będę się mogła
gotowym tworem dzielić jeszcze w tym roku. :D
Od wczoraj próbuję ogarnąć tę ideę i wychodzi na to, że chyba nie potrafię.
ReplyDeleteAle co tu jest takiego nie do ogarnięcia? oO
DeletePo prostu nie potrafię sobie wyobrazić napisania powieści w miesiąc. Dla mnie szybko stałoby się to męczącym obowiązkiem, no ale, ludzie są różni, dla innych pewnie niekoniecznie.
DeleteTo jest tak bardziej na zasadzie wyzwania. Ja się o tej akcji dowiedziałam poprzez znajomego, który wziął udział, ale nie udało mu się. Nie ma w związku z tym żadnych konsekwencji, bo to wszystko zabawa i sprawdzanie samego siebie. Więc pewnie dla tych, którzy mają powieść zaplanowaną, ale nie umieją się, na przykład, zorganizować, by znaleźć godzinę dziennie czy tam trzy godziny w tygodniu, aby coś napisać, taka akcja jest pomocna. A dla innych, którzy nigdy nie pisali w tak zorganizowany sposób albo nie czują potrzeby sprawdzenia się, czy daliby radę napisać całą powieść w miesiąc, to pewnie niepotrzebne, a może nawet i przeszkadza. Jak mówisz, ludzie są różni. :)
Delete